08 marca 2021 Marta Handschke "Brzuch Matki Boskiej"

Marta Handschke
  • Ta wzruszająca, wyrazista powieść to unikatowa autobiografia. Autorka – absolwentka poznańskiej ASP – Marta Handschke prezentuje losy czterech pokoleń kobiet ze swojej rodziny. Bohaterki utworu to mieszkanki wsi na Lubelszczyźnie. Naszym oczom ukazuje się wioska Gęś i wioska Kolano. Córki krawcowej Marianny – Kazia, Ziuta i Wacia – dzięki sile siostrzanej miłości dzielnie stawiają czoła trudom życia w gospodarstwie. W tej rodzinie zamiłowanie do krawieckiego rzemiosła przechodzi z matki na córkę. Kazia rodzi dziewczynkę – Gabrysię. Córka Kazi przeprowadza się nad morze, do Ustki. Gabrysia także zostaje matką – rodzi córkę, której daje na imię Marta. Przytłoczone bolesnymi doświadczeniami kobiety poszukują lepszego życia…

          Największy atut książki Marty Handschke stanowi moim zdaniem narracja – poetycko wystylizowany język i zmiany perspektywy narracyjnej. Artystka powierza rolę pierwszoosobowego narratora czterem postaciom – głos zabierają na przemian Kazia, Ziuta,  Gabrysia i Marta. Autorka prowadzi czytelnika przez kolejne dekady XX wieku prezentując czasy drugiej wojny światowej, lata PRL- u i czasy współczesne. Wojenne okrucieństwa zostają złagodzone dzięki otoczce onirycznej dziecinnej fantazji. Naturalistyczne opisy osobistych tragedii bohaterek raz po raz przeplatają się z rozbrajającym humorem zawartym w siostrzanych sprzeczkach – ukłon w stronę talentu autorki. Realistyczny obraz życia na Czarnym Lądzie urzeka siłą wyrazu. W książce obecna jest frapująca refleksja egzystencjalna. Kapitalna lektura nie tylko dla miłośników literatury feministycznej. Gorąco polecam.

                                                                                                         Beata Sowińska 

                                                                                                          DKK Złotów

  • Pomysł przedstawienia historii rodziny w formie krótkich wspomnień poszczególnych jej członków uważam za świetny. I denerwowałam się, kiedy autorka zaczęła „przeciągać”, szczególnie w bardziej współczesnych momentach, w opisach życia w Afryce. Styl trochę reporterski, ale dzięki temu bardzo prawdziwy, jest kolejnym pozytywnym elementem tej książki. I taki styl bardzo pasuje do książki wspomnieniowej, bo przecież z wiekiem pamiętamy tylko jakieś szczególne elementy naszego życia.

                Trzy siostry, jedna córka i jedna wnuczka. Brak towarzyszących im mężczyzn, a raczej pustka po ich mężczyznach, bo żadnej z bohaterek nie przynieśli szczęśliwego życia chyba, że w drugim małżeństwie. Trzy siostry, Wacia, Kazia i Ziuta. Takie życiorysy zdarzają się w prawie każdej rodzinie. Wyniosła Ziuta, zagubiona Wacia praktycznie nienadająca się do życia i zapracowana Kazia. Chociaż mieszkają w różnych miejscach, to jednak są blisko siebie. Najpierw zbliżało je dzieciństwo, a później – starość; okres przejściowy wyglądał różnie. W mojej rodzinie było trochę podobnie jeśli chodzi o siostry, natomiast mężczyźni – bracia mamy już nie czuli się tak związani rodzinnie. A już kolejne pokolenie w ogóle nie było tak silnie związane ze sobą, ani też nie czuło się zobowiązane do bezpośredniej opieki nad rodzicami; na pewno to w dużej mierze efekt znacznych odległości między miejscami zamieszkania, ale chyba nie tylko...

                Przyznaję, że najmniej ciekawy wydal mi się opis pobytu rodziny w Afryce, chociaż byłam pełna podziwu dla Kazi za zdecydowanie się na taki wyjazd. Szczęśliwie wszyscy wrócili do kraju i spotkali znowu w Ustce i okolicach.

                Porównuję książkę Marty Handschke do  naszej poprzedniej książki, do „Współczesnej rodziny” Helgi Flatland  czyli do rodziny norweskiej  i myślę, że takie rodziny jak u Handschke  to już ostatnie takie związki rodzinne, dlatego warto je było opisać. Chciałabym, aby nasze współczesne rodziny były podobne do opisanej przez Flatland rodziny norweskiej, ale obawiam się, że to może się udać tylko niektórym rodzinom.

     

    Krystyna Matraszek

    styczeń 2021

    DKK Złotów